Kolejna wyprodukowana w platach 80tych produkcja fantasy klasy D łamane przez E (tj. D\E). Poziom owego "działa" w odróżnieniu od podobnych filmów nie jest nawet żenujący lecz "żenująco żenujący". Film posiada dwie zalety - Davida Caradine'a (wiem, że nie były to najlepsze lata w karierze mistrza kina klasy B, ale... na miły bóg... są jakieś granice... nie można brać każdego scenariusza) oraz to, iż jest luźno oparty na kanwie filmu "Yojimbo" pana Kurosawy (pamięta ktoś jeszcze "Siedmiu Gladiatorów" będących nieudolną kalką "Siedmiu Samurajów"?). Scenariusz nie był zły, film jak zwykle w przypadku tego typu produkcji miał potencjał, jednak efekt finalny woła o pomstę do nieba.