Po takiej obsadzie spodziewałam się czegoś znacznie lepszego. Tymczasem mamy klasyczny schemat prosty rycerzyk w dodatku bezdomny zakochuje się w narzeczonej króla. Ta oczywiście odwzajemnia jego uczucia, ale z poczucia obowiązku decyduje się na ślub z królem pomimo, że kocha rycerzyka. Ten zakochany w niej na zabój wstępuje do rycerzy okrągłego stołu i okazuje się, że jest świetnym rycerzem. Szybko zyskuje szacunek króla i innych rycerzy.
Niestety nie na długo, ponieważ zachciewa się mu potajemnego całowania z królową na czym przyłapuje ich Artur. No i na końcu jako, że reżyser sam najwyraźniej pogubił się w fabule uśmierca króla. Ten na łożu śmierci oddaje władzę Lancelotowi i jeszcze na koniec daje mu błogosławieństwo i karze mu opiekować się Ginewrą. Do prawdy dawno nie oglądałam tak absurdalnego filmu. Dałam mu 6/10 za obsadę oraz początek filmu, który zapowiadał się sensownie jednak ostatnie minuty wszystko zepsuły.
No cóż to tylko swobodna i zakończona, bądź co bądź happy endem interpertacja legend arturiańskich. Film wizualnie bardzo dobry ale ta cała nieszczęśliwa miłość Ginewry i Lancelota była nieco mdła no i te naiwne(żeby nie rzec), głupawe zakończenie: sąd, bitwą i pogrzeb a la Viking były raczej zabawne niż dramatyczne.