Opis sugerował ciekawą, złożoną historię z niezłym klimatem.
Zamiast tego mamy ponad 1,5 godziny bluzgów i niewybrednych monologów o seksie, przy czym język, jakim posługują się bohaterki idealnie pasuje do rynsztoka. Rozumiem, że gdyby posługiwały się kwiecistą polszczyzną, to byłoby zupełnie bez sensu, ale przez pierwsze 80 dostajemy tylko festiwal wulgarnego gadania o narządach płciowych, seksie i ciągłe próby molestowania ktojczego. W tym czasie nie dzieje się praktycznie nic. Dopiero w ostatnim kwadransie zaczyna coś się dziać.
Jeśli to jest sztuka wysoka, a ja jej nie rozumiem, bo jestem zbyt prostacka, to szczerze mówiąc, wolę być prostackim bezguściem niż zachwycać się czymś takim. I nie chodzi mi o grę aktorską, bo ten aspekt jest kwestią gustu (mi akurat aktorsko się podoba), ale o to nagromadzenie niesmacznych, rynsztokowych tekstów, które niczego nie wnoszą oprócz zniesmaczenia.